Na
drzwiach, kiedy wyszłam, była przyklejona jeszcze jedna kartka. Wydawało mi
się, że jest z krótką treścią, jak poprzednia. Najwidoczniej Lalkarz lubi
zaskakiwać ludzi na różne, nawet tak błahe sposoby.
Zapewne
ilość wiadomości Cię zaskoczyła. Może to... i lepiej. Opowiem w skrócie co
powinnaś wiedzieć. Jak wcześniej wspomniałem, zyskujesz "punkty
wolności". Nie są to jednak zwykłe punkciki, jak w grze. Za każde wykonane
prawidłowo zadanie, dostajesz monety z brązu. Kiedy zbierzesz odpowiednia
ilość, wymieniasz na klucz do pomieszczenia. Za tym idą kolejne zadania i
kolejne monety. Są jeszcze puzzle. Możesz je także dostać. Kiedy zbierzesz cały
obrazek, z tyłu znajdują się wskazówki, gdzie jest ukryta odpowiedź, gdzie
znajduje się jeden z kluczy do drzwi wejściowych. Myślę, że nie jest to
skomplikowane, prawda?
Jednak
aby nie było zbyt prosto, uważaj na klamki. Dokładnie przemyśl, czy na pewno
chcesz wejść do pomieszczenia. Otwieram na samym początku kuchnię. W tej
kopercie znajduje się do niej klucz. Jednak, kiedy przekręcasz klamkę, tracisz
krew. Na każdej z klamek są dziurki, do których należy wlać krew ze strzykawki,
znajdujących się w kufrze. W zależności od tego, jak trudno zdobyć klucz do
pomieszczenia tracisz więcej krwi.
Kiedy
jednak dostaniesz klucz do pomieszczenia, dostajesz także apteczkę z zawartością.
Im dalsze pomieszczenie, tym więcej wyposażenia. Plastry, bandaże, spiritus i
inne podstawowe rzeczy znajdują się w kufrze, w pierwszej apteczce. To kolejny
prezent.
Trzecim
będzie kilka złotych i miedzianych monet a także srebrne. Największą wartość
mają złote. Jest ich niewiele ale możesz dostać za nie dużo w automacie
znajdującym się na przeciw Twoich drzwi do pokoju.
Pisał
tam też coś o reszcie zawartości kufra stojącego w pokoju, który na pewien czas
miał należeć do mnie. Muszę jeszcze znaleźć kasetę. Jednak część
"PS" była najbardziej tajemnicza.
PS
Nie
chcę niczego zdradzać, ale uważaj co mówisz, o czym i do kogo. Przyjdzie czas,
że będziesz musiała zdecydować komu zaufasz w ciemno.
Więc
tutaj są jacyś inni ludzie, którzy mogą mi coś zrobić, tak? Intrygujące i
jednocześnie chore. Czuję się jak w pułapce z ukrytym wyjściem. Sądzę, że będę
musiała przejść wiele prób by ktokolwiek mi zaufał. Jednak najpierw muszę tę
resztę poznać. Nim jednak to zrobiłam weszłam do pokoju. Rozejrzałam się za
kasetą, która leżała koło łóżka. Podniosłam ją i przeczytałam napis "Włóż
do magnetofonu.". Wprawdzie wiedziałam do czego służą kasety i gdzie
trzeba je włożyć ale momentalnie wszystko co wiedziałam ze mnie uszło i
odparowało. Kiedy znalazłam magnetofon, odtworzyłam w nim kasetę.
- Znalazłaś kasetę, bardzo dobrze.
Opowiem ci coś jeszcze. Codziennie znajdziesz tu marionetki, zabawne czyż nie?
Ukryte są w nich przeróżne przedmioty. Najczęściej będą to monety. Dziś także
je zostawiłem. Przydadzą ci się na początek. I radzę bez powodu nie zapuszczać
się w inne części domu. Najbezpieczniejszym miejscem dla ciebie jest pokój, w
którym jesteś - twój pokój. Tak więc powodzenia, Nadio Walker - i to był właśnie koniec nagrania.
Rozejrzałam się po pomieszczeniu w poszukiwaniu marionetek. Tak, zabawne.
Lalkarz zostawia marionetki. Chodziłam tak jeszcze chwilę, do puki nie
zauważyłam jednej z nich wiszącą nad łóżkiem. Stanęłam na nim i zdjęłam
marionetkę. Potrząsnęłam nią, aby dowiedzieć się czy w ogóle cokolwiek w niej
jest, bo nie mam pojęcia czy ufać temu maniakowi. Zabrzęczało. Więc jednak coś
tam jest. Mój wzrok zawiesił się na kolejnej. Leżała obok drzwi i miała łudząco
podobny kolor a także kształt do wzorków na tapecie ściennej. Zeskoczyłam z
łóżka ściskając w dłoni marionetkę, która z każdym moim ruchem wydawała
brzęczenie spowodowane przez monety. Druga także je miała, co stwierdziłam tak
jak u poprzedniej. Trzecia leżała na szafce, znajdującej się na ścianie a w
sznurki czwartej zaplątałam się nie wiadomo kiedy. Jednak było pewne, że każda
skrywa monety.
Kiedy
wyplątałam się z sieci sznurków, usiadłam po turecku na łóżku i rozłożyłam
przed sobą znaleziska. Nie myśląc, każda po chwili była przedzielona w miejscu
tułowia przeze mnie i wypadły z nich brzęczące przedmioty, którymi jak sądziłam
były monety.
- Gratuluję, Nadio Walker - odezwał się ten sam głos co na
nagraniu. - Zapewne
zastanawiasz się dlaczego magnetofon wciąż mówi i to w odpowiednim momencie? To
proste. W każdym pomieszczeniu znajdują się kamery. A w magnetofonie głośnik.
Nie radzę psuć niczego, a zwłaszcza kamer. Mogę wtedy być bardzo niemiły, co
ciągnie za sobą serię niefortunnych zdarzeń, a myślę, że chcesz się stąd
wydostać żywa i w jednym kawałku... -
oczywiście, że w jednym kawałku! Najlepiej natychmiast, bo mam tego dość. A jak
sądzę, zabawa dopiero się zaczyna. - A
więc zagrajmy w moją grę. Powodzenia.
Po
około pięciu minutach się odezwałam. Około, bo zegarka niestety nie posiadam.
-
Czas iść do kuchni. Szykujcie się moje ręce - westchnęłam wyjmując klucz do
kuchni i strzykawkę. Zeszłam schodami w dół i skierowałam się do otwartego
pomieszczenia. Może jednak zdobędę coś wartościowego?
I
już nie ma odwrotu. Klucz z łatwością wszedł w zamek a ja wbiłam sobie igłę w
dłoń. Bolało. Strasznie bolało, mimo tego dalej pobierałam krew, którą zaraz
wstrzyknęłam do klamki. I drzwi same się otworzyły.
- Oto twoja pierwsza próba Nadio
Walker - zabrzmiał ten sam
głos, kiedy znalazłam się w kuchni. Lalkarz zapewne ma świetną zabawę. Szkoda
tylko, że ja nie koniecznie. - Na
stole leży lista tego, co masz znaleźć. Ale to nie koniec. Stoper odmierza
czas. Jeżeli przed jego upływem wykonasz zadanie, nagroda należy do ciebie.
Powodzenia - rzeczywiście powodzenia się przyda. Aż boję się pomyśleć co
się stanie jak czas upłynie przed przejściem próby...
Weszłam
głębiej do pomieszczenia. Usłyszałam cykanie zegarka. Więc stoper zaczął
odmierzać czas do mojej zguby. Chyba lepszej śmierci wyobrazić sobie nie
mogłam.
-
Skup się, Nadia - gadałam do siebie kompletnie bez sensu. Moje słowa nie dawały
żadnych rezultatów.
Po
jakimś czasie znalazłam rzeczy z listy. Wszystkie. No, prawie. Została
pozytywka.
- Gdzie tu
znajdę pozytywkę, do jasn... - urwałam. Coś błyszczącego zwróciło moją uwagę.
Coś metalowego, pobłyskującego w świetle lampy na suficie. Kremowy żyrandol nie
był chyba najlepszą rzeczą jaką tu wstawiono. Światło niemal nikło w kątach
dość sporego pomieszczenia. - Co to... - kiedy zamierzałam pokonać niewielką,
dzielącą mnie od tego metalowego czegoś odległość, przed nosem spadł znikąd
jakiś przedmiot. Nóż. Z mojego gardła wydobył się przeraźliwy pisk. Serce
zaczęło walić jak oszalałe. Mój oddech stał się płytki. Wciąż patrząc na
ostrze, przemknęłam do pozytywki i kiedy ją dotknęłam, zegar przestał tykać.
- Brawo, Nadio Walker - w pomieszczeniu popłyną głos. - Pierwsze zadanie zaliczone.
Gratuluję. Otwórz pozytywkę. Tam jest twoja nagroda.
I
nagle wszystko umilkło. Usłyszałam tylko jak zamek w drzwiach się przesuwa. To
był koniec próby. Nie było aż tak źle. Zawsze ten nóż mógłby spaść mi na głowę,
pocieszyłam się w myślach. Sięgnęłam po pozytywkę i potrząsnęłam ją. Próbowałam
ją rozkręcić, jednak nawet uderzenie o stół nie dawało rezultatów. Świetnie.
*
Szłam
bezpiecznym korytarzem. Za ostatnimi drzwiami, z tego co przeczytałam,
znajdował się korytarz z drzwiami do wolności. Och, tak bardzo jej pragnęłam!
Musze tylko wykonać jakieś zadania i przeżyć a wtedy stąd się uwolnię. Jednak
bardziej martwił mnie drugi argument do wyjścia. Zadania... Zadania jakoś się
zrobi ale z przeżyciem będzie gorzej. Przecież w kuchni prawie na głowę spadł
mi nóż!
Poczułam
lekkie szarpnięcie w ramię a następnie wszystko potoczyło się zbyt szybko bym
mogła zareagować. Leżałam na ziemi a moje dwie ręce były przygwożdżone
nad głową do podłoża. Zamknęłam oczy i słyszałam jak pozytywka brzęczy,
oddalając się ode mnie. Świetnie. Po prostu świetnie.
-
Kim jesteś? - usłyszałam ciche warknięcie przy moim uchu. Otworzyłam oczy. Ku
mojemu zdziwieniu nie był to żaden seryjny morderca ale chłopak około w moim
wieku. No, przynajmniej nie wyglądał na seryjnego mordercę.
-
Mogłaby zapytać cię o to samo, ale nie dałeś mi zbytnio wyboru - odparłam
przewracając oczami i zaraz zostałam uwolniona. Nieznajomy, jak na dżentelmena
przystało, podał mi rękę i pomógł wstać. Przypomniałam sobie o pozytywce
i rozejrzałam się wokół. W rogu dostrzegłam błysk i szybko podeszłam podnosząc
moją własność.
-
Jesteś tu nowa - stwierdził inteligentnie.
-
Doprawdy? - mruknęłam ironicznie odwracając się do niego. - Kim więc jesteś?
-
Ty mnie nie znasz, więc nie jesteś tu wystarczająco długo - kontynuował,
zupełnie ignorując moje pytanie. Bezczelne. - Muszę zaprowadzić cię do
Christophera. On musi ci wszystko wytłumaczyć - westchną przejeżdżając palcami
po swoich brązowych włosach. Jego wzrok spoczął zaraz na pozytywce, którą
trzymałam w dłoni. Ja też na nią spojrzałam. Chłopak podszedł do mnie i
wyciągnął rękę po pozytywkę, ale ja ją odsunęłam dając wyraźnie do zrozumienia,
że nie zamierzam jej oddawać i niewystarczająco mu ufam. - Brak zaufania nie
jest zbyt mile widziany przez długi okres - rzekł i odwrócił się ruszając przed
siebie. - No chodź - rzucił spoglądając na mnie przez ramię, a ja posłusznie
poszłam za nim.
- Więc jak się nazywasz? - spytałam zrównując z nim krok.
-
Danny Cromwell - rzekł nawet nie zaszczycając mnie spojrzeniem. Arogant. - A
ty?
-
Nadia Walker - powiedziałam beznamiętnie, ściskając mocno pozytywkę. Chłopak
chyba to zauważył, bo spojrzał na mnie i zaśmiał się.
-
Spokojnie, będziesz miała okazję zdobyć wiele takich skarbów - rzucił na co ja
mu odpowiedziałam prychnięciem. - Teraz idziemy do mojego brata - powiedział
poważnie i skręciliśmy w lewo.
-
A tak właściwie, to gdzie ja jestem? Wiesz, nie chcę nic mówić, ale ten
Lalkarz, jakkolwiek dziwnie to nie brzmi, każe mi pobierać krew - zrobiło mi
się słabo na samo wspomnienie. Nie wytrzymałam i musiałam oprzeć się o ścianę.
- Słabo mi - jęknęłam zsuwając się jednak Danny szybko mnie złapał i postawił
na nogi.
-
Skutki pierwszego pobierania krwi - mrukną. - Nadia, oddychaj głęboko. To ci
przejdzie.
Czułam
jak bije moje serce. Uwierzcie, nie chcielibyście znaleźć się na moim miejscu.
Ja nie jestem fanką aż takich wrażeń a zwłaszcza pobierania krwi.
-
Nadia, Nadia, Nadia - moje imię było wymawiane niemal bez przerwy, ale ja i tak
czułam jak odpływam. Nie byłam w stanie tego kontrolować. Aż wszystko zupełnie
się rozmyło.
*
Czułam jak się unoszę a następnie trafiam na coś miękkiego.
Nie miałam ochoty się budzić ale kiedy przypomniała sobie o zaistniałej
sytuacji zerwałam się gwałtownie, co kosztowało mnie upadek. Wylądowałam na
podłodze, obijając sobie siedzenie i plecy. Cudownie.
Rozejrzałam się po pokoju, w którym się znajdowałam. Był
podobny do mojego, tylko w nieco jaśniejszych barwach, a okna były zasłonięte
cienkim materiałem, który prezentował się bardzo dobrze. Ogółem mówiąc to
pomieszczenie były w bardzo dobrym stanie. Miałam przez chwilę nawet wrażenie,
że nie jestem w tym strasznym domu, gdzie na każdym kroku obserwuje mnie
Lalkarz.
Usłyszałam skrzypienie drzwi i za chwilę wszedł wysoki,
nieco starszy ode mnie chłopak a raczej mężczyzna. Brązowe kosmyki opadały mu
na twarz, choć wyglądał tak bardzo elegancko. Ubrany dodatkowo w koszulę,
marynarkę i apaszkę wyglądał jakby cofną się troszkę w czasie. I szczerze
powiedziawszy - pasowało mu to. Jego niebieskie oczy skierowały się w moją
stronę natychmiastowo, kiedy podłoga skrzypnęła pod moim ciężarem.
- Nadia Walker? - spytał marszcząc brwi i podszedł do mnie.
- Najwidoczniej tak - odparłam uprzejmie. A ty to...
- Christopher Cromwell - rzekł podając mi rękę. Przyjęłam
pomoc i nieudolnie podniosłam się z podłogi. Wtedy zobaczyłam za plecami
rozmówcy twarz, której nie zapomnę nigdy w życiu. Tak ironicznej, że chyba już
się nie da.
- Naduś! Już wstałaś? - bez większego entuzjazmu niż mój,
Danny podał mi szklankę wody. Od razu gwałtownie usiadłam na kanapie, z której
spadłam i mój grymas niezadowolenia zmienił się w szok. Woda, która chwilę
wcześniej była w szklance, przesiąkała teraz przez materiał moich ubrań.
Świetnie Nadia!
- Z czego się tak śmiejesz? - warknęłam, kiedy ten szczur
szczerzył się do mnie głupkowato. Usiadł obok mnie i zabrał szklankę. Wyją
białą chusteczkę a ja spojrzałam na niego ostrzegawczo. - Nie dotykaj mnie -
syknęłam. - Ostatnim razem, jak to zrobiłeś nieźle obiłam sobie kości.
Metal głucho uderzył o szkło a Christopher spojrzał na nas
zaprzestając mieszanie jakiegoś płynu w sporej szklance. Jego niebieskie oczy
przewiercały na wylot. A dokładniej Danny'ego, który najwidoczniej świetnie się
bawił. Szczur nie spuszczał ze mnie wzroku za to ja byłam wystraszona. O co im
wszystkim chodzi?
- Och, daj to, szczurku - mruknęłam wyrywając chłopakowi
chusteczkę i bardzo zainteresowałam się moim przemoczonym ubraniem, które
powoli zaczęło schnąć. Bardzo powoli.
- Szczurek, jak słodko - Christopher zaśmiał się cicho a ja
z trudem powstrzymałam się od powiedzenia czegoś niemiłego.
- Znamy się chwilę a ona już wymyśla mi przezwisko - dodał
Danny, którego najchętniej utopiłabym w tej szklance.
- To tak na przyszłość - mruknęłam niezbyt miło, jednak
najwidoczniej humoru Cromwell'a nie da się zepsuć. No, przynajmniej nie dziś.
- Na przyszłość - powtórzył dziwnie wesoły, jednak ja
zupełnie to zignorowałam. Nie warto wnikać w te tematy. A wiem, co mówię.
Ostatnio taka moja rozmowa skończyła się darciem chłopaków na najbliższe
okolice, że się zakochałam w którymś z nich. Złudne nadzieje...
*
Nie wiem która była już godzina. Jedynie po prześwitach w
oknie na samym końcu korytarza domyśliłam się, ze już robi się wieczór a słońce
idzie spać. Jednak w przeciwieństwie do niego mogłabym teraz balować a i tak
nie byłabym zmęczona. Choć nie miałam co do tego pewności, bo słyszałam jak
ktoś śpiewał. Dokładniej kobieta. A żadnej innej mieszkanki jak na razie nie
spotkałam i przez chwilę sądziłam, ze mam omamy i halucynacje. Ale kiedy
dostrzegłam cień, który dawała jedna lampa za rogiem, wystraszyłam się.
Wyglądało to dokładnie ja potwór. A kiedy postać wyszła zza rogu, po całym domu
echem rozniósł się mój pisk. Oszołomiona kobieta przestała śpiewać i lekko
zszokowana przyjrzała mi się uważnie. Zaraz jednak posłała mi szczery uśmiech.
Poprawiła blond loki i wygładziła zieloną sukienkę. Kiedy upewniła się, że jest
w dość dobrym stanie podała mi rękę, którą niepewnie uścisnęłam.
- Jestem Jamie Haller.
- Nadia Walker - przedstawiłam się i spojrzałam wymownie na
miski, stojące na wózku, który pchała blondynka. - Gotujesz?
- A co? Jesteś głodna? - spytała z sympatycznym uśmiechem.
Pokiwałam twierdząco głową a kobieta podała mi talerz z kanapkami i kubeczek z
herbatą, której aromat roznosił się w powietrzu. - Niestety, nie mam nic więcej
- westchnęła patrząc na stos kanapek z serem i szynką na moim talerzu. Mało?
Przecież ja będę musiała to gdzieś przechowywać! Mogę się założyć, że tego dziś
nie zjem.
- Wystarczy mi - powiedziałam natychmiast. - A dla kogo to?
- moja ciekawość kiedyś mnie zgubi. Naprawdę.
- Dla innych mieszkańców - odparła Jamie zupełnie
nieskrępowana moimi pytaniami. Zła też nie była. I bardzo ją polubiłam. W
trakcie naszej wędrówki, gdzie ja szłam z talerzem z górą kanapek i ogromnym
kubkiem a Jamie pchała ogromny wózek, dowiedziałam się o niej kilku rzeczy
natomiast ona kilka o mnie.
Jamie Haller.
Na samej górze strony mojego dziennika zawisło imię i
nazwisko blondynki.
Miła, sympatyczna, uprzejma. Prawdopodobnie nigdy się nie
złości.
Nie miałam pojęcia, że w tym domu wariatów, którym rządzi
Lalkarz znajdzie się miejsce dla kogoś takiego. Mimo jej lekkiej obsesji na
punkcie figurek, okazów zdechłych motyli i innych staroci, jest osobą normalną.
Wspomniałam, że ma amnezję? To teraz, czytelniku tego dziennika, już wiesz. I
mieszka tu odkąd pamięta. I zna Lalkarza! Cóż, jeśli Jamie nie zniknie z dnia
na dzień, chwilowo mogę być spokojna, że nie zwariuję chociażby z samotności.
Czy zbyt przesadzonego towarzystwa.
Do zobaczenia za dwa tygodnie.